Za górami, za lasami, żyła sobie kobieta prawie dojrzała. Prawie, bo żyjąc w korpoświecie, wśród deadlinów i ASAP-ów, miała mieszkanie na kredyt, pracę na etat i do trzydziestki bliżej niż dalej.
Prawie, bo wciąż kochała jak nastolatka. Prawie, bo wciąż przeżywała rozstania, jakby świat jej się skończył. Spędzała długie godziny w łóżku, próbując dowiedzieć się, co spieprzyła, co mogło być lepiej, co mogło być inaczej, gdzie, do cholery, popełniłam błąd.
To chyba doświadczenie, które znane jest każdej kobiecie – niezależnie od metryki, wieku czy ilości wypitego wina. Kupidyn wymierza swoją zaklętą strzałę i jesteś uziemiona na kolejne kilka, kilkanaście miesięcy, lat. Do kiedy? A to już zależy. Na pewno do momentu, kiedy książę nie okaże się jednak żabą. Mówią, że istnieją ideały, że są faceci, którym zależy, którzy chcą budować wspólnie przyszłość. Ile zatem żab trzeba pocałować, zanim trafi się na tego jedynego? Dlaczego media wmawiają nam, że na każdą kobietę przypada ten jedyny na całe życie? Dlaczego nikt nie powie wprost, że znalezienie miłości ”aż po grób” jest cholernie trudne? Łudzimy się, a być może księcia dla nas zabrakło.
Powoli zbliżam się do wieku, w którym większość panów, którzy mają jakieś poważniejsze plany życiowe, jest już zajęta. Ci, którzy mają ułożone w głowie, już dawno zdecydowali się na ślub czy rodzinę. Dlaczego mamy tak wiele fajnych babek, które ciągle są wolne i tak mało mężczyzn godnych uwagi, którzy mogliby tę lukę zapełnić? Nie chodzi o to, że szukamy w złym przedziale.
Mam przyjaciółkę, która jest piękną, pewną siebie i zadbaną kobietą. Na co dzień zajmuje się pomocą ludziom i przywdziewa fartuszek pielęgniarski. Jest ultra kobieca i zapewne nie jeden mężczyzna mógłby sobie ją wyobrazić w roli matki, żony i kochanki. I co z tego? Nic!
Facet, z którym spotykała się przez ostatnie dwa lata był o dziesięć lat starszy, sprzedał jej bajkę o cudownym życiu, w którą uwierzyła. Spakowała się i przeprowadziła do stolicy dla tego jedynego, z którym chciała zakładać rodzinę. Była na to gotowa ze ślubem lub bez. Człowiek, dla którego rzuciła wszystko, obudził się pewnego dnia, stwierdzając, że ten zwiazek nie jest dla niego i to koniec. Ilu takich dupków musimy spotkać w swoim życiu?
Ponieważ jest to twarda laska, która nie boi się pobrać krwi czy zdjąć szwów, zebrała się w sobie i w ciągu miesiąca mieszkała w trzech różnych mieszkaniach, żeby zachować resztki honoru, który jej pozostał. Co w tym czasie zrobił ów facet? Zmienił zdanie i stwierdził, że bez niej żyć nie potrafi, bo jednak jest najlepszą kobietą jaką znał. Podzielam tę opinię. Jest cudowna, kobieca, wiecznie uśmiechnięta. Dziewczyna ideał. Jeżeli taka kobieta nie ma fartu w miłości, to już nie wiem, kto może go mieć.
Dlaczego o niej piszę? Bo, pomimo że dziewczyna jest młodsza ode mnie i kochała równie mocno, rozstając się ze swoją miłością po dwóch latach, potrafiła to zrobić z honorem. Pomimo przeciwności losu, uwierzyła w siebie i swoje możliwości. Można to zrobić tak. Można też tak, jak ja: płakać, błagać, spalać się i wypłakiwać się każdemu z osobna jak wiele dla nas relacja, której już nie ma, znaczyła. Można tak jak ja, płakać i czekać na cud, który nigdy nie nadejdzie, bo chociaż mężczyzna waha się, to coś to zawahanie spowodowało. Nie chodzi o to by być idealnym, chodzi o to, żeby zawsze być sobą. Ja w którymś momencie przestałam i teraz powoli wracam do tego, kim byłam przed tym związkiem. Czy to znaczy, że to nie byłam ja? Nie, to ja kochałam, kocham, to ja wchodziłam w to z pełną świadomością, z jak skomplikowaną osobą zaczynam się spotykać. Nie dałam rady i teraz muszę się do tego przyznać i pojąć tę lekcję. Zacząć kochać siebie na nowo.