Dziś większość internautów zna cię z image’u Ekskluzywnego Menela, ale przez wiele lat byłeś Kamilem Pawelskim w korpolandzie. Jak rozpoczęła się twoja przygoda z korporacją?

Kamil Pawelski: Pochodzę z Gołdapi, regionu, który przez wiele lat uchodził za jeden z najbiedniejszych i dotkniętych największym bezrobociem. Kiedy więc skończyłem szkołę średnią, myślałem tylko o tym, co zrobić, by się stamtąd wyrwać, usamodzielnić i zdobyć niezależność. Znalazłem pracę w sklepie, w jednej z dużych sieci odzieżowych w Giżycku, ale szybko przeniosłem się do Warszawy. Miało być na chwilę, a okazało się „na zawsze”. Polubiłem to miasto. Tu również trafiłem do sklepu sieciowego i systematycznie awansowałem od sprzedawcy, przez kierownika działu, do kierownika operacyjnego i HR. Okazało się, że mam smykałkę do mody, że czuję tę branżę, a to przekładało się na osiągnięcia. Korporacja doceniła moje starania, a ja doceniałem to, co ona mi daje. W efekcie przepracowałem w niej aż 11 lat.

Co tak atrakcyjnego trzymało cię tam tyle czasu?
Wiele rzeczy. W ogóle uważam, że korporacja jest znakomitym miejscem zawodowego startu dla młodych ludzi. Daje niesamowite możliwości rozwoju, umożliwia pięcie się po szczeblach kariery, dysponuje atrakcyjnymi systemami motywacyjnymi, uczy pokory, organizacji, odpowiedzialności, współpracy z ludźmi.

A jednak uciekłeś z tego „raju”…
Bo nie ma nic za darmo. Korporacja dużo daje, ale i wiele wymaga. Niestety gros dużych firm, zapomina, że człowiek nie jest maszyną, choć przecież nawet ta, kiedyś się zużywa. Firmy, choć powoli to się już zmienia, nie dbają o tzw. work-life balance swojego personelu, a w przypadku stanowisk takich jak moje, które wymagają praktycznie gotowości 24 godziny na dobę, o wypalenie bardzo łatwo. Jedni wyczerpanie odczuwają szybciej, inni później, ale bez dbałości o jakąś równowagę między życiem zawodowym, a prywatnym, w końcu każdy dochodzi do ściany. Mnie to dopadło po 11 latach, więc powiedziałem dość.

W kilku wywiadach wspominałeś, że odbiło się to na tobie naprawdę poważnym kryzysem. Dlaczego nie odszedłeś wcześniej?
Według mnie nic nie dzieje się bez przyczyny. W tym wypadku również, uważam, że zadziało się to, co powinno. Nie mam więc poczucia, że coś stało się za późno. Każdy kryzys jest po coś. I nie sądzę, żeby tu „wina” leżała wyłącznie po stronie korporacji. Owszem byłem przepracowany, ale to również wynikało ze mnie, z niewłaściwego ustawienia sobie priorytetów w życiu, z bycia mało elastycznym.

Niemniej twój przypadek nie jest jednostkowy. Dla wielu osób praca w korpo kończy się kryzysem.
To fakt i dlatego wielu ludzi po kilku czy kilkunastu latach w takiej firmie zaczyna myśleć o ucieczce, o zdobyciu niezależności zawodowej. Problem z pracą w korporacji jest taki, że zwykle nie pracujesz tam od 8 do 16, ale jesteś non stop w gotowości. Pracujesz na wynik, a ten nie zawsze jest od ciebie zależny, nie zawsze masz na niego wpływ. To rodzi napięcie, stres. Jeśli dodatkowo sięgasz po niezdrowe sposoby redukcji takiego napięcia, z czasem wszystko zaczyna ci się wymykać spod kontroli. To pociąga za sobą konsekwencje. Potęguje frustrację. W końcu czujesz się permanentnie rozstrojony, wykolejony. Dlatego tak ważne jest, by w korporacjach zaczęły się zmiany, które uwzględnią potrzeby pracowników i ich ograniczoną wytrzymałość.

Część korporacji wychodzi z założenia, że jak ktoś się wypali, zawsze można go zastąpić jakimś świeżym narybkiem. Po co więc dbać o stary?
Ok, ale to działanie kompletnie nieperspektywiczne. Sam pracując w dziale HR, pamiętam jakie miałem trudności ze znalezieniem sensownego kandydata na stanowisko kierownika sklepu. Wielu dobrych pracowników wyjechało z kraju. Dziś o profesjonalistów naprawdę nie jest łatwo. Firma, która nie dba o pracowników z długim stażem, daleko nie zajdzie. Może takie lekceważenie podstawowych potrzeb personelu udawało się przedsiębiorstwom kiedyś, np. w stosunku do mojego pokolenia (rocznik ‘85). Wychodziliśmy z biedy, a dawane nam szanse traktowaliśmy z niemal bałwochwalczą wdzięcznością. Dziś jednak wiele się zmieniło. Nowe pokolenie urodzone i wychowane w wolnej Polsce, która się bogaci, czerpie z dóbr nowoczesnej techniki i z możliwości jakie ona mu daje, może podróżować po całym świecie i w każdej chwili wyjechać i osiedlić się tam, gdzie uzna, iż lepiej się je traktuje. To pokolenie nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nie przyjmuje wszystkiego z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale stawia warunki. Chce pracować, ale i cieszyć się życiem prywatnym, i takiego uszanowania swoich potrzeb wymaga od pracodawców. Stąd myślę, że zmiany w przedsiębiorstwach są nieuniknione, że firmy muszą wreszcie zrozumieć, iż o ich sukcesie nie decyduje dobry produkt, ale kompetentni ludzie, dzięki którym on powstaje.

Jak tobie udało się uciec z korporacji?
Czułem się wypalony zawodowo, ale nie za bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wtedy moja koleżanka podsunęła mi pomysł stworzenia bloga. Ponieważ mój brat jest fotografem, mogłem każdy wpis zaopatrywać w dobre zdjęcie. Zaczęliśmy robić stylizacje z męską modą. Powstał Ekskluzywny Menel. Przez rok budowaliśmy markę. Ja wciąż wtedy jeszcze pracowałem w korporacji, bo trzeba było się za coś utrzymywać. Kiedy jednak po tym czasie okazało się, że blog przynosi już realne zyski, zdecydowałem się na niezależność.

Skąd nazwa Ekskluzywny Menel?
Kiedyś usłyszałem jak mówił tak o sobie Maleńczuk i bardzo mi się to spodobało. Z drugiej strony chodziło też oczywiście o chwytliwość nazwy oraz o podkreślenie stylu jaki lansuję, a jest on trochę właśnie menelski. Pod tym hasłem kryją się elastyczność, swoboda, luz. Ja pokazuję, że można je podać w wersji exlusive.

W cztery lata stałeś się postacią powszechnie rozpoznawaną w branży modowej, wydałeś książkę, rozwijasz własną agencję kreowania wizerunku, teraz jeszcze wydajesz płytę. Nie jest czasem tak, że obecnie masz znacznie mniej czasu niż pracując w korpo?
Pracuję więcej, ale wbrew pozorom stać mnie np. na to, by zrobić sobie 9 dni wolnego w majówkę. Dziś jestem sam sobie sterem, dbam o zachowanie równowagi. Mam świadomość odpowiedzialności. Wiem, że muszę dużo pracować, bo inaczej nie będzie wypłaty. Ale ta odpowiedzialność dziś, nie ogranicza się wyłącznie do pracy. Oprócz niej mam rodzinę, przyjaciół, zespół z którym rozwijam firmę. Ta świadomość mnie nie obciąża, tylko motywuje do takiego życia, w którym mogę godzić interesy i potrzeby nas wszystkich. Poza tym obecna praca umożliwia mi realizację marzeń, zawieranie ciekawych znajomości, tworzenie kreatywnych projektów. Jednym słowem daje mi mnóstwo satysfakcji i pozwala się spełniać.

Jak ekspert od męskiej mody postrzega styl ubierania się polskich pracowników klasy biznes?
Myślę, że jest w tej kwestii coraz lepiej, choć wciąż sporo do poprawienia. Głównym problem Polaków jest nadmiar stereotypowego myślenia o ubiorze. Mężczyzna, który założy spodnie w kwiaty albo co więcej chodzi do kosmetyczki, zaraz jest postrzegany tak, jakby było z nim coś nie halo. Osobiście jestem wielkim zwolennikiem porzucania strefy komfortu. Moim zdaniem, warto ryzykować i szukać własnego stylu.

Jeśli się go nie znalazło, to oczywiście zawsze w cenie będą elegancja i klasyka, niemniej namawiam mężczyzn, by szukali drogi do siebie. I choć mówimy tu o stylu w modzie, ja namawiam, by za tym szła także dbałość o wnętrze. Wizerunek bowiem to nie tylko to, co się nosi na zewnątrz. To całość.