Zrobili to, o czym marzy wielu etatowych pracowników korporacji. Adrian i Radek rzucili wszystko i otworzyli własny klub. W ich „Iskrze” od 5 lat bawi się Warszawa. W sąsiedztwie zagłębia biurowego, udało im się znaleźć zieloną enklawę, którą wykorzystali do stworzenia imprezowokulturalnego miejsca pod chmurką.

Radek Ślepowroński: Z tą zieloną enklawą trochę przesadzasz. To były chaszcze. Miejsce zarośnięte tak, że wejść się nie dało. Trzeba było mnóstwo pracy, żeby doprowadzić je do stanu, który cieszyłby oko. Oczyściliśmy teren, zaprojektowaliśmy tak, by można tu było fajnie spędzać czas.

W połowie lat 70. w budynku waszego klubu mieściła się przepompownia wody dla położonych nieopodal basenów miejskich. A dziś?

Adrian Górny: Dziś podobnie jak w latach ‘90, ta miejscówka znów tętni życiem. Można u nas latem spędzać leniwie soboty i niedziele w ogrodzie, bądź tańczyć do białego rana przy dźwiękach muzyki DJ-ów oraz zespołów z najwyższej półki. Chcieliśmy, by to miejsce łączyło ludzi w różnym wieku i o różnych upodobaniach – czy to muzycznych, czy kulturalnych. Dlatego nieustannie pracujemy i dopracowujemy naszą ofertę, tak by zaspokoiła potrzeby najbardziej wybrednych gości.

Radek: Oprócz typowych imprez muzycznych, organizujemy też pikniki gastronomiczne, kino letnie, stand-upy i inne interesujące wydarzenia kulturalne. Teraz np. dla tych najbardziej zapracowanych zorganizujemy czwartkowy cykl spotkań “Afterhours” , podczas którego postaramy się wspólnie zrzucić nadmiar stresu zgromadzonego po ciężkim tygodniu pra
cy. Na każdy wieczór miesiąca zaplanowaliśmy coś innego i obiecujemy, że każdy rezydent biura i korporacji w końcu odetchnie i zrobi porządną zaprawę przed końcówką tygodnia!

Czwartki to dobry wybór. Sama mając korporacyjne doświadczenie wiem, że to najlepszy dzień tygodnia na wypady popracowe.

Adrian: Też pracowaliśmy w korporacjach i też wydaje nam się, że to dobry dzień. Bo już np. piątki ludzie raczej starają się rezerwować dla rodziny albo na jakieś dłuższe wypady za miasto. A my chcielibyśmy, żeby mieli okazję z tymi, z którymi na co dzień spotykają się na stopie służbowej, wejść w bardziej luźne relacje, poznać się nawzajem jako ludzie, a nie tylko współpracownicy. Mamy też nadzieję stworzyć im do tych spotkań taką atmosferę (muzyka na żywo, różne aktywności, promocje w barze), by nie mieli ochoty, na rozmowy o pracy (śmiech).

Mówicie, że pracowaliście w korpo. Czym się zajmowaliście i co sprawiło, że jednak jesteście tu, a nie w waszych poprzednich firmach?

Radek: Ja jeszcze w czasie studiów zarabiałem jako barman i szef baru w wielu warszawskich lokalach oraz podczas wymiany studenckiej przez rok jako krupier w największym kasynie w USA. Gdy wróciłem do Polski dostałem pracę w słynnym amerykańskim koncernie, gdzie w sumie przepracowałem prawie 8 lat, awansując od handlowca, przez specjalistę ds. rozwoju marki do p.o. kierownika zespołu sprzedaży. Zrezygnowałem, bo wykończyłaby mnie tam monotonia. Dział HR zakwalifikował mnie co prawda do prestiżowego indywidualnego planu rozwoju, jaki oferowała firma, ale mój przełożony systematycznie mi ten rozwój uniemożliwiał, karmiąc ochłapami. Miałem dość.

Adrian: U mnie to była dość długa ścieżka. Początkowo pracowałem w gastronomii. Potem założyłem ze wspólnikami „Klub u Artystów”, który podziałał rok i z powodu tarć personalnych musiał się zamknąć. Wówczas zacząłem pracować dla IMS, które 11 lat temu specjalizowało się w dostarczaniu muzyki do centrów handlowych. Równolegle pracowałem też jako selekcjoner w klubach. Potem był jeszcze okres w Universal Music Polska, gdzie byłem promotorem radiowym i czas, gdy pracowałem jako szef floty samochodowej i prawa ręka prezesa w Cisowiance. Można jednak powiedzieć, że cały czas oscylowałem wokół branży gastronomiczno-rozrywkowej. Dlaczego rzuciłem to wszystko? Bo Radek namówił mnie na wspólny biznes.

A skąd w ogóle się znacie?

Radek: Negocjowałem kontrakt w klubie, w którym Adrian pracował jako selekcjoner. Poznaliśmy się, złapaliśmy wspólny język, z czasem zaprzyjaźniliśmy i tak zaczęła się nasza wspólna biznesowa droga.

Ty, Adrianie, nie bałeś się, że znów wejdziesz w biznes, który skończy się fiaskiem z powodu konfliktu ze wspólnikiem?

Adrian: Wychodzę z założenia, że nie można się poddawać. Jeden błąd czy upadek, nie może sprawiać, że przestajesz w ogóle działać, z obawy przed powtórką z rozrywki. Poza tym człowiek z wiekiem i doświadczeniem dojrzewa, zdobywa pewną wiedzę np. tę dotyczącą doboru partnerów biznesowych czy personelu. Z Radkiem od razu się polubiliśmy, mieliśmy zbieżne wizje i cele. Postanowiłem zaryzykować (śmiech). To wcale nie takie rzadkie, że wizje i cele wspólników, gdy biznes zaczyna działać, nagle się rozchodzą.

Jak wy sobie z tym radzicie?

Radek: Jak widzisz działamy już razem piąty rok i nadal wspólnie walczymy o to, co stworzyliśmy.

Adrian: Oczywiście są chwile, w których się nie zgadzamy lub sprawy, w których mamy odmienne zdanie, ale wtedy rozmawiamy i staramy się wypracować jakiś kompromis.

Radek: Poza tym na pierwszym miejscu stawiamy naszą przyjaźń, a nie pieniądze. Może właśnie to jest kluczowe.

Bardzo się zmieniło wasze podejście biznesowe w ciągu tych wspólnych lat prowadzenia klubu?

A i R: (śmiech) Bardzo!

Adrian: Otwierając „Iskrę” zakładaliśmy np. że uda się oprzeć ten interes na znajomych, że z kumplami będzie się taki klub przyjemnie prowadziło i że w ogóle klub to nie tyle praca, co dobra zabawa. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te fantazje.

Radek: Dziś poważniej podchodzimy do wielu spraw, zwracamy uwagę na więcej szczegółów, roztropniej dobieramy współpracowników. Wiemy, że przy tak dużej konkurencji, jak warszawska, utrzymanie takiego sezonowego klubu jak nasz, wymaga dużo wysiłku.

Adrian: Niestety nie mamy tu Wisły, która sama z siebie przyciąga klientów, więc bary i puby tam zlokalizowane, nie muszą aż tak stawać na rzęsach, by się utrzymać. Ale mamy basen, w którym nie miałem okazji popływać od trzech lat (śmiech).

Radek: Niemniej fakt, że nadal działamy i że nadal odwiedzają nas tysiące gości chyba świadczy o tym, że całkiem nieźle radzimy sobie z zarządzaniem i… ewoluujemy.

Na czym polega ta ewolucja?

Adrian: W miarę finansowych możliwości modyfikujemy wystrój klubu, poszerzamy ofertę.

Radek: Przy okazji prowadzenia „Iskry” zbudowaliśmy też własną agencję eventową Join In. Założyliśmy również fundację „Dla Kultury”, której celem jest organizowanie ciekawych i darmowych wydarzeń kulturalnych.

Adrian: Powoli świta nam też myśl o otwieraniu innych klubowych miejsc.

Iskrzący klub z basenem już wam nie wystarcza?

Radek: Myślę, że prowadząc swój biznes z sukcesem, w pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że chcesz zrobić krok dalej, chcesz dalej go rozwijać czy rozbudowywać i my chyba właśnie też doszliśmy do takiego punktu.

Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć powodzenia w dalszym rozwoju i zaprosić czytelników do wspólnego świętowania urodzin Korpo Voice w Iskrze!

Adrian: Gdyby to jeszcze połączyć z inicjacją naszych korporacyjnych czwartków, byłoby idealnie:)

Świetnie! A inicjacja odbędzie się…?

Radek: W czwartek, 7 czerwca o 18.00. Wstęp wolny! Zapraszamy!

Już cieszę się na nasz wspólny czwartkowy cykl imprez korpo „ After hours” . Dołączam się do waszego zaproszenia.

Czytelnicy Korpo Voice, przybywajcie w pierwszy czerwcowy czwartek na urodzinową imprezę Korpo Voice, inaugurującą cykl korpowydarzeń w klubie „Iskra”. Zabierzcie ze sobą kostiumy, a laptopy dla bezpieczeństwa (basen) zostawcie w pracy :). Do zobaczenia!

Szczegóły imprezy na facebookowych fanpage’ach Klubu „Iskra” i Korpo Voice.

Justyna Szawłowska