Wakacje to dla każdego rodzica okres stresu i wyższej szkoły planowania. Powiązanie ich z pracą w korpo wcale nie jest łatwe.
Jeśli w Twojej korpo termin planowania urlopów na cały rok mija w lutym, to wiedz, że nie jesteś sam. Osoby nieposiadające dzieci nie widzą w tym najmniejszego problemu – pakują się w 3 godziny, jadą na lotnisko i wracają za 2 tygodnie. Rodzice mają nieco trudniej.
Jeśli czytasz KorpoTatę to stawiam, że jesteś rodzicem przynajmniej jednego dziecka. I wiesz jak ciężko przy małych dzieciach zaplanować weekend (!) choćby 3 dni do przodu. A co dopiero dwutygodniowy wypad do innej strefy czasowej. A jeśli wszystko udaje się zgrać, to i tak na 99 proc. w ostatniej chwili plany zostaną zmodyfikowane: dzień przed urlopem złamana ręka, przeterminowany paszport dziecka, który przecież żona sprawdziła przed kupnem biletów, „trzydniówka” opanowująca całą rodzinę w momencie wsiadania do samolotu. Zawsze, ale to zawsze, coś się musi „wykrzaczyć”!
Poza powyższym pamiętajmy, iż wakacje w przedszkolach i szkołach to minimum dwa miesiące. Ponad 60 dni, które zawczasu należy dziecku zaplanować od A do Z. Oczywiście chcielibyśmy z naszymi pociechami spędzić jak najwięcej czasu, ale urlop jest ograniczony, podobnie jak poziom cierpliwości do malucha poza przedszkolną/szkolną rutyną.
W naszej korpo części rodziców nie udało się w tym roku w 100 proc. zaplanować swoim maluchom wakacji. Konsekwencją tego były kilkulatki biegające po biurze i rozstawiające pracowników po kątach. Sytuacja identyczna jak podczas tegorocznego strajku nauczycieli – pamiętacie?
Do czego zmierzam? Aktualnie w Rosji trwa debata nad możliwością skrócenia tygodnia pracy do 4 dni roboczych. Może w podobny sposób powinniśmy poddać w Polsce pod debatę program „KorpoRodzic 60+” – dla każdego rodzica minimum 60 dni kalendarzowych urlopu. Albo 60 dni roboczych, czemu się ograniczać.
Mógłbym jeszcze długo tak marudzić i kręcić nosem. Ale po 2 miesiącach wakacji zmęczony jestem 😉
# Korpotata