Co się zdarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas. Co się zdarzyło w korpo, zostaje w korpo. Skąd u pracowników korporacji bierze się poczucie, że nikt spoza korpo nie rozumie ich problemów?
Jesteś u cioci na imieninach. Ciocia jest już na emeryturze, całe życie pracowała jako nauczycielka, pielęgniarka albo ekspedientka w sklepie spożywczym. Pyta, jak tam u ciebie w pracy. Odpowiadasz, że dobrze. I wtedy pada to okropne pytanie: to co ty tam właściwie robisz w tej, jak to się teraz mówi? Korporacji? Próbujesz zmienić temat, ale nagle zapada krępująca cisza i oczy wszystkich są skierowane na ciebie. Ciocia próbuje cię zachęcić do mówienia: „no chyba to nie jest żadna tajemnica, co?”. Nie masz wyjścia. Musisz opowiedzieć ciotkom, wujkom, babciom i kuzynom o tym co robisz w korpo. Bierzesz głęboki wdech.
Mówisz, że to skomplikowane, ale takie tłumaczenie nie załatwia sprawy. Wręcz przeciwnie – rozbudzasz tylko ciekawość. No więc podajesz nazwę firmy, która oczywiście nikomu nic nie mówi, ale kiedy wymieniasz kilka należących do was marek, wszyscy z uznaniem kiwają głowami, bo przecież widzieli te marki na promocji w Kauflandzie albo w reklamie w telewizji. Jeśli pracujesz w branży IT, budowlanej lub internetowej, to masz gorzej, bo mówisz, że taka wielka i znana firma, a nikt z siedzących przy stole o niej nie słyszał, więc już na dzień dobry nie wzbudzasz swoją opowieścią zaufania.
Jeśli pracujesz w księgowości lub help desku, to jesteś uratowany. Mówisz, że w tej wielkiej i znanej firmie księgujesz faktury albo pomagasz ludziom z komputerami, i w zasadzie masz problem z głowy (jeśli nie liczyć faktu, że po imieninach jakiś wujek na pewno poprosi cię o przeinstalowanie Windowsa albo o znalezienie odpowiednich ulg podatkowych, a tłumaczenie, że się na tym nie znasz odbierze jako niechęć i głupie wymówki). A co, jeśli pracujesz w marketingu? We wsparciu sprzedaży? W kontrolingu? W dziale mediów społecznościowych? Albo, nie daj Boże, zajmujesz się compliance, haerem lub aktuariatem? Wtedy masz przechlapane. Próbujesz coś tłumaczyć, że to funkcja saportująca, że jeszcze was nie wyałtsorsowali do centrum usług wspólnych, ale że biznes unity się dywersyfikują i że nie wiadomo czy was nie zreorganizują w przyszłym kwartale, to zależy co postanowi centrala. O centrali zresztą lepiej nie wspominać, bo niektórym ciotkom to się zaraz skojarzy z centralą rybną lub telefoniczną, a jakiś wujek przypomni sobie, że jego szwagier kiedyś pracował w zjednoczeniu przemysłu ciężkiego i że na to też się wtedy mówiło: centrala. Czyli że niby taka nowoczesna ta twoja firma, a wszystko tam jest jak za Gierka. Trzeba było tak od razu!
Oby na tym skończyła się ta cała rozmowa. Jeśli masz pecha, to ktoś zapyta: no dobrze, a tak konkretnie, to czym się tam zajmujesz? Pochwal się czymś, co tam ciekawego na przykład robisz! Okej, no więc przede wszystkim masz kej-pi-aje, które musisz co kwartał dowozić, poza tym bieżączka, jakieś niespodziewane wrzuty, a ostatnio to ciągle siedzisz na jakimś kolu, bo cię przypisali do projektu optymalizacji procesów, to strasznie czasochłonne, a przecież masz dedlajny. Dobrze wiesz, że jeśli odpowiesz w ten sposób, to w najlepszym razie uznają cię za dziwaka, w najgorszym – wyślą na badania psychiatryczne. Masz zatem dwa wyjścia. Możesz podjąć karkołomną próbę wyjaśnienia, na czym polega twoja funkcja, jak to się ma do strategii i celów firmy, dlaczego to jest ważne. Szansa, że się uda? Trzy, może pięć procent. Drugie wyjście: mówisz, że jesteś pracownikiem biurowym. Wujkowie i ciotki z politowaniem kiwają głowami, bo przecież zwykły pracownik biurowy to najmniej ciekawa praca, w dodatku najgorzej płatna, na pewno się tam marnujesz. Nie lepiej było wybrać jakiś konkretny zawód? No cóż, tracisz milion punktów uznania, ale przynajmniej masz spokój.
Na pocieszenie pomyśl, że informatyk w Emiratach Arabskich ma znacznie gorzej. U wujka na zakończeniu ramadanu ktoś go pyta, co on tam robi w tym wielkim, szklanym wieżowcu na sto dwudziestym piętrze? Tyle że jego wujek, podobnie jak wujka koledzy, przez pół życia wypasał wielbłądy, a potem kiedy zaczął się boom na ropę, przeszedł na rentę socjalną wypłacaną przez rodzinę królewską i od tamtej pory jako tako żyje. Do dziś nie nauczył się czytać ani pisać. Ostatnio z renty kupił nowego mercedesa, tylko jakiś dziwny ten mercedes, w środku żadnych przycisków ani pokręteł, tylko wielki telewizor pośrodku, nawet klimę nie wiadomo jak nastawić, może młody się w tym orientuje! Brzmi znajomo?
#Zdzisław Puzon