W zeszłym tygodniu byłem na konferencji poświęconej tematowi przywództwa, podczas której jeden z prelegentów podzielił się ze słuchaczami wyjątkowo fascynującą teorią. Według niej, współczesny lider winien być kimś między telepatą, mistrzem Jedi i autorem kryminałów.
Wokół władzy powinien roztaczać atmosferę tajemniczości, z drugiej zaś strony warto, by opanował umiejętność bycia kumplem i służył radą, gdy zajdzie taka potrzeba. Oczywiście powinien być też coachem i w związku z tym – o ile zależy mu na podnoszeniu autonomii pracowników – nigdy nie dawać jednoznacznych wskazówek, a raczej przy użyciu trafnych pytań i metafor prowokować ludzi do samodzielnego myślenia.
Analizując dotychczasowe życie, stwierdzam, że najbliższy ideału był mój trener pływania z lat studenckich.
•Jak się czujecie panowie? – zagadywał od niechcenia gdy o siódmej rano półprzytomni stawialiśmy się na uniwersyteckiej pływalni przy ulicy Styrskiej w Łodzi.
– Chu…owo! – odpowiadaliśmy chóralnie.
– Nie upiększajcie – upominał. – Mówcie jak jest naprawdę!
Telepata
Gdy ktoś próbował oszukiwać i – sądząc, że trener nie patrzy – zamiast delfinem zasuwał żabką, coach grzmiał:
– Siudmak, jeśli ci się wydaje, że ja nie widzę, to przejrzyj na oczy, bo ja widzę, jak ty nawet nie widzisz, że ja widzę!
Fraza godna mistrza Yody.
Kunszt Conan Doyle’a trener Kutz prezentował, gdy skakaliśmy ze słupków na główkę.
– Jak jeszcze raz zobaczę, że któryś załamuje linię ciała przebijając linię wody, to… – grzmiał, bryzgając śliną, śląskim akcentem i testosteronem. – To…
– To co, trenerze? – dopytywaliśmy zaciekawieni.
– To zobaczycie! – konkludował z wirtuozerią Hitchcocka.
– Będziemy patrzeć, panie trenerze! – zapewnialiśmy z wypiekami na twarzach.
Atmosferę tajemniczości spowijającej władzę, przemieszaną z uroczą chęcią bratania się z młodzieżą, mogłem odczuć na własnej, przemoczonej skórze.
– Jak mi Cielecki będziesz oddychać na dwa, a nie na trzy, to stanie się coś, czego sobie nawet nie wyobrażasz i będziesz wtedy dziękować Bogu, że masz taką ubogą wyobraźnię – oznajmiał z miną Gandalfa Szarego. – Albo gorzej – dodawał, uśmiechając się po kumpelsku, po czym odchodził kłapiąc białymi chodakami.
Kolega mój, Konrad Mudrowicz, pływał kiepsko. Powiedzieć „kiepsko”, to właściwie go pochwalić. Gdy sunął kraulem, wyglądało to tak, jakby każda część jego ciała płynęła osobno, a ich właściciel walczył o życie z wodą, która odebraniem tego życia nie była wcale zainteresowana. Pewnego dnia po morderczej walce dotarł do końca basenu, niczym rozbitek chwycił się brzegu, wyciągnął głowę spod wody i spojrzał na czubki białych chodaków trenera. Ich właściciel patrzył w sufit nieobecnym wzrokiem i cicho pogwizdywał. Konrad próbował zbiec, jednak głos coacha przygwoździł go do dna basenu.
– Prezerwatywy są ważne, wiesz Mudrowicz?
– Tak, trenerze? – zaryzykował trzęsącym się głosem.
– Przez ich brak straciliśmy Freddiego Mercury’ego, a zyskaliśmy ciebie.
Coach ostateczny
I teraz gdy po latach zastanawiam się dlaczego wbrew logice co tydzień stawiałem się zziębnięty na słupku i posłusznie skakałem do wody, starając się nie załamywać linii ciała, dochodzę do wniosku, że najważniejsza była osobowość trenera. To ona trzymała nasz nieporadny zespół w całości. Trener Kutz był jakiś, nie lubił nikogo i podniósł to „nielubienie” do rangi dyscypliny olimpijskiej. Stworzył jakość. I stał za nami murem. Wiedzieliśmy, że niezależnie od tego, ile pomyj wyleje na nasze głowy, gdy przyjdzie co do czego, wyciągnie nas z najgorszych tarapatów. Pamiętam, że gdy kolega był zagrożony kampanią wrześniową, Kutz poszedł do historyka filozofii średniowiecznej negocjować dodatkowe podejście do egzaminu, tłumacząc, że Siudmak musiał trenować dodatkowo, gdyż przygotowuje się do reprezentowania wydziału w mistrzostwach piłki wodnej (nie trzeba dodawać, że drużyny takiej nasz wydział nie miał, nie ma i pewnie mieć nie będzie).
Gdy po piętnastu minutach wyszedł z gabinetu z nieprzeniknioną miną, zapytaliśmy go jak poszło.
– Macie szczęście – odparł. – Na tym wydziale idiotów traktują ulgowo.
Siudmak zdał, potem został ministrem. Dziękujemy trenerze.
Piotr Cielecki
Mówca&Coach
www.piotrcielecki.pl