Kolega z innego działu przychodzi z propozycją włączenia Cię w bardzo interesujący temat. W pierwszej chwili się dziwisz, jednak z każdym kolejnym slajdem prezentacji Twoja ciekawość wzrasta. Myślisz, że kolega robi to bezinteresownie? Uważaj, to może być pułapka.

Prawie każdy pracownik korporacji chociaż raz miał do czynienia z taką sytuacją. Ktoś chce Ci podrzucić temat, którym sam nie chce się zajmować. Taki ktoś robi się wtedy bardzo miły, nagle okazuje zainteresowanie Twoją pracą, zrozumienie dla Twoich problemów albo uznanie dla Twoich umiejętności i osiągnięć. Poświęca Ci czas i uwagę, oferuje wsparcie. Zawsze ma przygotowane wiarygodnie brzmiące wytłumaczenie, dlaczego przychodzi z tym tematem akurat do Ciebie: że bardzo by chciał sam się tym zająć, ale nie ma zasobów, albo że to nie jego obszar i się na tym nie zna, albo że uważa Cię za eksperta od takich tematów i bardzo cię ceni.
Jeśli tylko podejmiesz się zadania, natychmiast przekaże Ci wszystkie niezbędne informacje, po czym zniknie, czasami wręcz zacierając za sobą ślady. No i stało się – właśnie ktoś podrzucił ci „gorący kartofel”, czyli temat, którym nikt
w firmie nie chce się zająć. I co teraz?

Masz trzy wyjścia
Pierwsze: skoro już „kartofel” do Ciebie trafił, możesz zająć się nim, zaniedbując przy tym inne obowiązki lub przesiadując w biurze do późna. Realizując zadanie, prędzej czy później odkryjesz, dlaczego inni nie chcieli się nim zajmować. Mimo to, gdy już je zaczniesz, musisz je skończyć. Poświęcisz na to swój czas i energię, podejmiesz niepotrzebne ryzyko, być może nawet komuś się narazisz, a na koniec prawdopodobnie i tak nikt tego nie doceni.
Drugie wyjście: możesz priorytetyzować. Czyli umieścić to zadanie na swojej liście tudusów, ale z najniższym priorytetem. A następnie cierpliwie czekać, aż temat stanie się nieaktualny i wszyscy o nim zapomną. W wielu przypadkach okazuje się to całkiem rozsądną strategią. Niestety, nigdy nie wiadomo, czy temat „umrze śmiercią naturalną”, czy za kilka tygodni lub miesięcy nie wypłynie jako dawna niezałatwiona sprawa, za którą to właśnie Ty poniesiesz konsekwencje.
I wreszcie trzecie wyjście: możesz iść do kolegi z innego działu, być bardzo miłym, okazać zainteresowanie jego pracą, zrozumienie dla jego problemów, uznanie dla jego umiejętności i osiągnięć. Poświęcić mu czas i uwagę, zaoferować wsparcie. Wyjaśnić, dlaczego przychodzisz z tym tematem właśnie do niego. A gdy tylko łyknie haczyk, przekazać mu temat w całości i zatrzeć wszelkie ślady świadczące o tym, że kiedykolwiek zajmowałeś się tą sprawą. Wielu ludzi w korpo wybiera właśnie to rozwiązanie, pomimo oczywistych wątpliwości natury etycznej. Jak widać nie ma dobrego wyjścia z takiej sytuacji.

Lepiej zapobiegać niż leczyć
Najlepszym wyjściem jest nie dać sobie podrzucić „gorącego kartofla”. Jest na to co najmniej kilka wypróbowanych sposobów. Najpopularniejszy to oczywiście budowanie wizerunku osoby wiecznie zajętej Bardzo Ważnymi Sprawami. Gdy wszyscy wokół widzą, jak bardzo jesteś zabiegany i jak często siedzisz w biurze po nocach (lub wysyłasz w nocy maile), wówczas przyjście do Ciebie z „gorącym kartoflem” staje się mało opłacalne. Wysłuchasz cierpliwie, okażesz zrozumienie, ale niestety w tym momencie jesteś zmuszony odmówić podjęcia się tematu, bo masz taki młyn, że już nie wyrabiasz. Szach i mat.
Gdy ktoś przychodzi do Ciebie
z „gorącym” tematem, warto dać sobie czas na podjęcie decyzji. Musisz przyjrzeć się bliżej sprawie i za kilka dni dasz znać, czy się podejmiesz. Jeśli ktoś chce się szybko pozbyć niewygodnego zadania, po takiej odpowiedzi zacznie Cię przekonywać, że temat jest w sumie błahy i że nie warto go drążyć. A to oznacza, że drążyć warto!

#Zdzisław Puzon