Opis serii:

„Skontaktujemy się z panem” to satyryczna seria opowiadań opisujących zmagania młodego badacza danych z korporacyjnym systemem rekruterskim. Czy ukończenie z wyróżnieniem trzech kierunków studiów i doktorat z biokwantonanomolekulonaukomiki wystarczą, by podjąć pracę w najseksowniejszym zawodzie ostatniej dekady? Czy też po raz kolejny nasz bohater usłyszy sakramentalne: „Skontaktujemy się z panem”?

 

Odc. 3: Stymulujące środowisko pracy

 

Wielki jak hangar Antonova open space kipiał energią. Setka ludzi w słuchawkach klepała w klawiatury. Druga setka wisiała na telefonach, prowadząc żywiołowe rozmowy w językach tak obcych, że niektóre z nich Domnall słyszał po raz pierwszy w życiu. Pozostali pracownicy albo krzątali się między biurkami, albo usadowieni w małych grupach na kanapach lub schodach omawiali nowatorskie pomysły. Ci, którzy akurat potrzebowali chwili odprężenia, grali w rzutki lub skakali na trampolinie, a co bardziej ambitni robili użytek z bieżni.

Młodość, wigor, nieskrępowanie. Jak na placu zabaw.

– Tu je… po pros… …per! – Dwudziestoparoletni chłopak o rozbieganym spojrzeniu zorientował się, że Domnall nie do końca wyłapuje przekaz i uraczył go przepraszającym uśmiechem. – U nas zawsze tak dużo się dzieje! – wykrzyczał z zachwytem, łypiąc na ustawiony nieopodal rząd dmuchanych foteli. Siedzący na nich hindusi pytlowali do słuchawek, zagłuszając nie tylko rozmówcę Domnalla, ale i siebie nawzajem. – Ale stymulujące środowisko pracy pomaga nam wejść na wyższe obroty!

Domnallowi przed oczami stanął wiralowy filmik o rozpędzonym chomiku w kołowrotku. Chomik potknął się i też wszedł na wyższe obroty, gdy siła odśrodkowa wgniotła go w bieżnię i zafundowała kilka darmowych kółek na karuzeli.

Młokos, widząc uśmiech Domnalla, także się rozpromienił. 

– W poniedziałek się przekonasz!

– Gdzie znajdę nasz zespół? Macie aplikację z mapą biura, czy tradycyjnie drukujecie?

– Dobre! – Chłopak zaśmiał się histerycznie. – Nie mamy stałych biurek. Każdy siada, gdzie znajdzie miejsce. Spróbuj być tutaj co najmniej kwadrans przed dziewiątą, bo po ostatniej fali zatrudnień można nie załapać się na miejsce. – Dyskretnie wskazał kciukiem na siedzącą pod ścianą dziewczynę z laptopem, która raz za razem nerwowo obciągała ołówkową spódnicę. Wyszczerzył się od ucha do ucha. – Na szczęście mamy piłkarzyki i cymber-guy’a, więc można od czasu do czasu rozprostować nogi. Poza tym obowiązuje zasada, że jak wstaje się od biurka na dłużej niż godzinę, to trzeba je zwolnić, więc około południa jest szansa na przejęcie miejsca kogoś, kto zamarudził na lunchu albo ma jakieś dłuższe spotkanie.

Domnall nie podzielał entuzjazmu rozmówcy, ale mimo wszystko odwzajemnił uśmiech.

– Żeby uniknąć poszukiwań, może umówmy się od razu w jakiejś sali konferencyjnej? – zaproponował.

– Nie! Umawiamy się przy ekspresie do kawy i polujemy na przestrzeń kreatywną. 

– Ekspresy macie chociaż w stałych miejscach?

Młodzian popatrzył zdezorientowany. Dowcip wyraźnie nie chwycił i w normalnych warunkach pewnie poskutkowałby chwilą niezręcznej ciszy. Tutaj jednak wszystkie potknięcia prowadziły co najwyżej do kilku szalonych obrotów w kołowrotku. I tak już sekundę później atmosferę rozładowała podskakująca między rozmówcami piłeczka ping-pongowa. Chłopak złapał ją w locie, zachichotał i wręczył nadbiegającemu koledze. Jednocześnie musiał wypatrzyć kogoś w tłumie, bo zamachał energicznie, a wkrótce potem do biurka podszedł zblazowany jegomość, na oko równolatek Domnalla, i otaksował aplikanta wyniosłym spojrzeniem.

– Cześć, panie dyrektorze! – zawołał młodzieniec. – To Domnall Coin, ten nasz nowy magik od danych.

Przybysz niedbałym gestem odesłał pracownika do innej piaskownicy, a sam zajął jego miejsce. Nie tracił czasu na wstępy:

– Jako jedyny zdołał pan przez cały test utrzymać zadowalającą jakość wyników i do tego dostarczać je w czasie niemal rzeczywistym! To dobrze. Od analityków oczekujemy odpowiedzialności i skrupulatności. No i oczywiście tempa! To szczegó… – Resztę wypowiedzi zagłuszyła rock-and-rollowa przygrywka, gdy jakiś pracownik odpalił stojącą w rogu szafę grającą. Kilku informatyków jak na komendę poprawiło słuchawki. Dyrektor pokiwał głową w rytm muzyki i potoczył ręką dokoła. – Podoba się panu u nas?

– Nie sądzę, żebym dał radę skoncentrować się tu na tyle, by dalej dostarczać wyniki o zadowalającej jakości i na dodatek w czasie rzeczywistym. – Domnall uśmiechnął się bezradnie. – Ale jak rozumiem, pracując z domu, nie będę miał tego problemu. A ten dzień w tygodniu, kiedy będę tu, i tak wypełnią mi spotkania…

– Z domu? – zdumiał się dyrektor. – Nie da się. Nasz zespół analityczny ma ściśle współpracować z biznesem. Musicie tu być, na wypadek, gdybyśmy mieli dla was jakieś pilne zlecenia. – Przez chwilę myślał intensywnie. – No chyba, że będzie pan miał jakieś zaległości w projektach, to w weekend może pan popracować z domu. – Nadął się dumny z własnej wspaniałomyślności.

– Dojazd tu zajmuje mi dwie i pół godziny w każdą stronę. Rekruter zapewniał mnie, że oferujecie elastyczność zatrudnienia.

– Jasne! Ponieważ ma pan daleko, to może pan pojawiać się w pracy piętnaście po dziewiątej!

– Rozumiem, że po dziewiątej wieczorem, kiedy już będą wolne miejsca?

– Wykluczone! Przecież o tej godzinie człowiek jest zmęczony i nie może się skupić! Chociaż… – Dyrektor poskubał się po brodzie. – Gdybyśmy otworzyli drugą zmianę dla obsługi innych stref czasowych… Skontaktujemy się z panem.

 

Marlena i Marian Siwiakowie — bioinformatycy, doktorzy biofizyki, pisarze. Obecnie mieszkają w Londynie, gdzie pracują jako badacze danych. Autorzy publikacji naukowych, felietonów (m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Forum Akademickim”), opowiadań (na łamach „Fantazmatów” i „Esensji”) oraz thrillera socjologicznego „Pharmacon” (Wydawnictwo Key Text, 2021).