Opis serii:
„Skontaktujemy się z panem” to satyryczna seria opowiadań opisujących zmagania młodego badacza danych z korporacyjnym systemem rekruterskim. Czy ukończenie z wyróżnieniem trzech kierunków studiów i doktorat z biokwantonanomolekulonaukomiki wystarczą, by podjąć pracę w najseksowniejszym zawodzie ostatniej dekady? Czy też po raz kolejny nasz bohater usłyszy sakramentalne: „Skontaktujemy się z panem”?
– Gratuluję. To naprawdę imponujące.
Płynący z głośników głos mile łechtał posiniaczone wydarzeniami ostatnich miesięcy ego Domnalla. Ten z tyłu głowy podpowiadał z kolei, że liczbę osób, które usłyszały te same słowa, zapewne liczy się w tysiącach.
– Dziękuję – odpowiedział odruchowo Domnall. W porę przypomniał sobie o uśmiechu i wykrzywił wargi.
– Mam ostatnie pytanie – oznajmiła postać na ekranie.
Domnallowi trudno było wyobrazić sobie kogoś, kto równie doskonale nie budziłby w nim żadnych uczuć. Ani ładna, ani brzydka; ani głupia, ani mądra; kobieta była tak rzeczowa i swobodna jednocześnie, tak wyważona między dystansem a entuzjazmem, i tak pełna niedoścignionej perfekcji, że gdzieś w tym wszystkim zabrakło miejsca na charakter.
– Czy mógłby pan opisać projekt z poprzedniej pracy, z którego jest pan najbardziej dumny, i powiedzieć, dlaczego znacząco wpłynął na wartość firmy?
Domnall zesztywniał. Niestety efektów projektu, z którego był najbardziej dumny, nie miał okazji doczekać. Przez chwilę korciło go, żeby przypomnieć autorom tej łamigłówki, że satysfakcja z projektu i jego wartość dodana nie zawsze muszą iść w parze, ale dał sobie spokój. Zaniepokoiło go coś innego: do tej pory wszystkie pytania niczym nie różniły się od krzyżówkowych definicji zakończonych znakiem zapytania. Skąd nagle ta otwarta forma?
Jego wahanie musiało zostać zauważone, bo kobieta zachęciła raz jeszcze:
– Jeśli klauzule poufności zabraniają panu mówić o projekcie, proszę opowiedzieć o takim, o którym pan może.
– Porozumienie, które podpisałem na odchodnym, zawierało długą i szczegółową listę rzeczy, których mi nie wolno – palnął Domnall, chcąc jak najszybciej przerwać kłopotliwe milczenie. – Ale większość z nich precyzowała sposoby na jakie nie będę wyrażał negatywnych opinii o firmie – wyjaśnił i zaraz skarcił się w myślach. Znowu paplał zamiast przejść do rzeczy. A rekruter przestrzegał: ma być krótko, jasno i na temat! Wziął się w garść. – Sytuacja miała się następująco: w celu redukcji kosztów firma zrezygnowała z drogiego systemu zarządzania logistyką, ale niestety zrobiła to zanim wprowadzono jego tańszy zamiennik.
Nie, to też nie brzmiało dobrze. Nie dość, że narażało Domnalla na spotkanie z prawnikami byłego pracodawcy, to jeszcze mogło wywołać u rozmówczyni skojarzenia z malkontenctwem.
– Interesujący projekt – przerwała niespodziewanie kobieta. Jej głos był równie przyjazny jak wcześniej. – Dlaczego uważa pan, że sytuacja miała się następująco?
Domnall zdębiał. Przesłyszał się? To pytanie nie miało sensu!
– Podpisana umowa zabrania mi wyrażania szczerej opinii o przyczynach takiego stanu rzeczy – powiedział, bo coś musiał, zastanawiając się, czy w swojej bezgranicznej perfekcji kobieta dopuszczała zgłoszenia o błędzie.
– Czyli nie ma pan opinii na ten temat?
– Załóżmy, że nie mam – mruknął Domnall, do reszty zapominając o uśmiechu. Następne zdania wygłosił powoli, głośno i wyraźnie: – Wracając do projektu, przeszkodami były: chaos informacyjny, wielość źródeł danych i ich jakość. Akcje, które podjąłem: zaprojektowałem i przygotowałem prototyp zastępnika. Zautomatyzowałem procesowanie i czyszczenie danych w relacyjnych bazach danych. Tam, gdzie to było możliwe, dołożyłem elementy predykcyjne, korzystając z bibliotek uczenia maszynowego języka Python.
Kobieta milczała dłużej niż zwykle.
– Nie odnotowałam, w jaki sposób projekt wpłynął znacząco na wartość firmy – poskarżyła się. – Czy mógłby pan to powtórzyć jeszcze raz?
– Odszedłem z pracy szukać nowych wyzwań, ale jeśli wdrożyli mój system, to mogli znacząco zminimalizować chaos, który kosztował firmę miliony dolarów rocznie.
– Bardzo dziękuję. To było ostatnie pytanie. – Twarz kobiety, gdyby wymazać z jej ust uśmiech, nie wyrażałaby nic. – Z przeprowadzonej analizy wypowiedzi wnioskuję, że posiada pan czternaście na osiemnaście wymaganych przez nas umiejętności. Nie odnotowałam, żeby miał pan doświadczenie z SQL i bibliotekami pandas i scikit-learn, a także żeby precyzyjnie komunikował pan swoje opinie.
– Scikit-learn to jeden z pakietów w Pythonie! – obruszył się Domnall. – Korzystałem z niego, a także z biblioteki Keras, oraz z PyTorch. O pandas nawet nie wspominam, bo równie dobrze mógłbym opowiadać, że korzystam z klawiatury! Dodatkowo SQL jest standardem obsługi wspomnianych przeze mnie relacyjnych baz danych. A co do komunikacji, ciężko wymagać ode mnie prezycyjnej opinii, jeśli mam prawny zakaz jej wyrażania! – wybuchnął. – Przecież nie możecie mnie oceniać wyłącznie na podstawie słów kluczowych!
– Wypowiedzi udzielane po zakończeniu sesji pytań nie są uwzględniane – poinformował nieodmiennie ciepły głos przesłuchującego go programu, arcydzieła miliona maleńkich równań optymalizujących pod kątem profesjonalizmu. – Z wynikiem czternastu punktów lokuje się pan w szóstej dziesiątce kandydatów. Skontaktujemy się z panem.
Marlena i Marian Siwiakowie — pisarze, bioinformatycy, doktorzy biofizyki, badacze danych. Autorzy publikacji naukowych, felietonów (m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Forum Akademickim”), opowiadań (na łamach „Fantazmatów” i „Esensji”), wyróżnieni w konkursie „Fabulae de futuris” organizowanym przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika za opowiadanie pt. „Instancja ostateczna”. W marcu 2021 nakładem Wydawnictwa Key Text wydali swoją pierwszą powieść – thriller socjologiczny „Pharmacon” www.pharmacon.mmsiwiak.com