Zapraszamy na rozmowę z Dominiką Nowak- Kwapiszewską. Kolejną uciekinierką z korporacji, która wzięła los we własne ręce. Doświadczenia korporacyjne w branży HR postanowiła wykorzystać we własnym biznesie i została coachem. Dziś pomaga korpoludkom w wielu obszarach, zarówno zawodowych jak również prywatnych.
Dlaczego uciekłaś z korpo ?
Bardziej zmieniłam drogę niż uciekłam. Od zawsze miałam jasną wizję zawodową: studia psychologiczne, ponieważ to moje zamiłowanie, a potem praca w biznesie, który od zawsze mnie kręcił. W planach na przyszłość ścieżka kończyła się na roli Lidera HR i ta droga miała mi zająć około dwadzieścia lat. Jednak moja kariera potoczyła się dynamiczniej niż przypuszczałam. Nowe możliwości pojawiały się szybko, zapewne m.in dzięki mojemu zaangażowaniu. Pracowałam dużo i intensywnie. W moim świecie HR Menedżera w dużych organizacjach, wir spraw angażował mnie tak, że nie wiedziałam, kiedy robi się zmierzch. Uwielbiałam w mojej pracy to, że każdego dnia uczyłam się czegoś nowego. Kiedyś naliczyłam całe 4 dni w roku, gdy nie czekała sterta spraw “na wczoraj” – i to był okres między świętami. Wspomnę też o drugim etacie, czyli domu, w którym czekały wyzwania z dwójką dzieci. Wszystko było ok do momentu, kiedy zaczęłam odczuwać brak satysfakcji. Jestem osobą angażującą się na sto procent, więc taka sytuacja powoduje u mnie dyskomfort.
Ile lat pracowałaś w korpo?
Jak do tej pory, 13 lat.
Jakie wady i zalety?
To, co dla jednych jest wadą, dla innych zaletą. To świetny poligon do zdobycia ciekawych doświadczeń i można się uczyć różnych dziedzin biznesu przy okazji. Przed laty realizując tylko projekty rekrutacyjne poznałam w międzyczasie jak budować oferty handlowe, jak działa przetarg, proces zakupowy i wiele innych. Znam sytuacje, w których ludzie odkrywają zdolności, o które wcześniej nigdy nie podejrzewali by siebie i są one odmienne od ich wykształcenia. Dzięki temu mogą w praktyce naprawić wybory dotyczące własnej edukacji czy wyobrażeń o sobie z przeszłości. Nagle okazuje się, że humanista jest świetnym analitykiem biznesowym, a księgowy jest urodzonym marketingowcem. To uważam za wielki plus.
Wady są podobne, jak w każdym miejscu pracy. Zazwyczaj ludzie narzekają na procesowość, gdzie efekt działania jest długotrwały, mało widoczny lub projekt idzie do kosza. Kiedyś znajomy podzielił się ze mną bardzo ciekawą refleksją: “Czasami nie wiem, czy to, co robię powoduje, że wysyłamy ludzi na wojnę, czy ratujemy świat”. To świetnie oddaje sytuację, w której ludzie nie widzą rezultatów czy sensu swojej pracy, a to jest potrzebne.
Mimo tych ryzyk, nie zgadzam się, że z definicji korpo to zło. Wierzę w to, że warto być uważnym na różne możliwości i wiedzieć chociaż trochę, czego się chce. Ludzie bywają niezadowoleni, ale często jest im łatwiej narzekać i nic nie zmieniać. Na końcu dnia, to, co dzieje się na własnym poletku pracy zależy od nas samych i często nie jesteśmy tego świadomi. Korporacja, jak każde inne miejsce pracy nie nadaje człowiekowi sensu pracy ot tak, a tego czasami ludzie oczekują.
Skąd pomysł na biznes?
Na początku go nie było, ale i tak podjęłam decyzję o rezygnacji z etatu. Spotkałam się z reakcją otoczenia, z której wynikał przekaz, że nikt tak nie robi, chyba że jest szalony. Ja też byłam trochę zaskoczona sobą, ale intuicja podpowiadała mi, że to jest najwłaściwsze. Potrzebowałam, żeby przez chwile było właśnie: nic! Chciałam zburzyć schematy, w które chcąc nie chcąc obrosłam przez lata i zbudować wizję życia na nowo, a nie tylko wizję innej pracy.
A pomysł? Zaczynając od najważniejszego: moją pasją jest pomaganie ludziom. W korporacji nie zawsze projekt, który robisz jest w istocie potrzebny lub sensowny. Ja chcę, aby mój czas pracy przekładał się na sto procent wartości dla Kogoś, bez pustych przebiegów.
Po drugie, problemy organizacyjne są oczywiście ważne, ale w skali całości życia to czasami problemy – wydmuszki. Obecnie dla mnie najbardziej wartościowe jest dotknięcie realnego problemu w życiu człowieka, które da mu fajną zmianę.
Po trzecie, frustracje ludzi w miejscu pracy mają też źródła w innych sferach życia i obserwuję, że ludzie rzadko się nimi zajmują. Tak, jakby było oczywistym, iż należy przyzwyczaić się i zaakceptować, że w naszym życiu coś nie działa i to jest OK. I nie mówię o tematach na terapię, tylko o sprawach, które dzieją się na innej półce. A często wystarczy dobry wgląd w siebie, decyzja i konsekwentne działanie według jasnego założenia. Oczywiście tę klarowność założeń trzeba najpierw uzyskać. Tu pomaga perspektywa kogoś bardzo zaangażowanego, ale nie nazbyt zanurzonego w naszej perspektywie. Zanurzonymi są często znajomi, rodzina. Z tego właśnie powodu pomimo ich najlepszych intencji – często nie są w stanie skutecznie pomóc. I ja działam w tym obszarze jako Coach, a dla niektórych po prostu jako psycholog. Moim zadaniem jest pomoc ludziom w znalezieniu rozwiązań, które usprawnią coś ważnego w ich życiu. Te problemy znajdują się w niszy spraw, które z jednej strony nie działają najlepiej, a z drugiej nie są na terapię. Ta nisza jest zwykle najbardziej zaniedbanym obszarem w naszym życiu, gdyż tutaj najłatwiej trudności przeoczyć i co gorsze przyzwyczaić się do tego, że coś nie funkcjonuje. Uważam, że zawsze jest coś do zrobienia, by być bardziej szczęśliwym.
Jakie to są problemy?
Sprawy, które wydają się zbyt trudne, by się za nie wziąć samemu, a jednocześnie nie dające na tyle w kość, by stały się pilne. Można powiedzieć, że to tematy z własnej kuchni życia, które nie pokazuje się przed sobą samym. Czy garniemy się do sprzątania szafki, zanim rzeczy nie lecą nam na głowę? Otóż niekoniecznie. Łatwiej przyzwyczaić się do chodzenia na około, jeśli to możliwe. A jednak często gruntowny remont mocno odświeża i zwiększa poziom satysfakcji. Po zmianie, pozostaje własne zdziwienie: Jak mogłam/mogłem tak długo to tolerować? Jak ja żyłam wcześniej?
Wspólny mianownik problemów, w których wspieram ludzi określiłabym jako: taki, który bardzo nie uwiera, jednak na tyle mocno, że jego wyeliminowanie uczyni człowieka szczęśliwszym. Przykładowo, klient zauważa, że brak pewności siebie utrudnia mu codzienną pracę i mógłby osiągnąć znacznie więcej bez tego “bagażu”. Ktoś inny podświadome zbiera na siebie zbyt dużo zadań i będąc “dobrą ciocią” uniemożliwia sobie work-life balans.
Dużo ludzi chce coś zmienić w pracy, gdyż zwyczajnie jej nie lubi od dawna, a jednak obawiają się nieznanego, więc lata mijają w akceptacji wypalenia. Pracujące mamy chcą znaleźć kilka godzin dla siebie, jednak z ich analizy wygląda, że to niemożliwe.. Są też potrzeby na konkretne umiejętności, np.: jak prowadzić dobrą prezentację, ponieważ pomimo świetnego szkolenia dalej robię to drętwo. Jak prowadzić ciekawsze spotkania zespołu? Jak radzić sobie z trudnymi ludźmi? Dlaczego w weekend i urlop nie odpoczywam? Coraz częściej pojawia się temat relacji: Co zrobić, żeby w moim związku działo się lepiej lub jak rozmawiać z własnym dzieckiem. Można by mnożyć – samo życie.
Jak pomagasz w tych sprawach?
Często korzystam z coachingu, ale nie tylko. Tu wspiera mnie zaplecze psychologii człowieka, kilkanaście lat doświadczenia w biznesie i prawie 30 lat wnikliwej obserwacji ludzi.
Dobre pytania pomagają ludziom naświetlić im ich sprawy. Własne odkrycia i refleksje są bardzo skuteczne w dokonaniu zmian. To się ładnie nazywa “Aha moment”. Daję oczywiście feedback z tego co słyszę i widzę, wskazuję metody czy rozwiązania, a najlepiej poszukać ich razem, tak by były uszyte na miarę konkretnego indywiduum. Czasami ludzie muszą pożyczyć wiarę w powodzenie zmiany ode mnie. A ja jestem dla nich również w tym celu. Mają zatem kogoś, kto na serio wspiera ich sukces, ponieważ efekty moich klientów są dla mnie szalenie ważne.
Poza pracą indywidualną lubię tzw. kociołek biznesowy i dlatego realizuje też projekty dla firm w obszarze rozwoju pracowników. Traktuje je bardziej jako małe dzieła, niż odfajkowane projekty, gdyż mogę poświęcić im odpowiednią ilość czasu i skupienia.
Jak jest po drugiej stronie?
Inaczej i wciąż uczę się tego innego. Nie mam szefa, który mi doradzi, a jeśli czegoś nie wiem – nie zapytam koleżanki w sąsiednim dziale. Jestem sterem, żeglarzem, okrętem… i majtkiem, jeśli potrzeba. Ale to uczy i niesie wartość.
Zmieniłam trochę reguły gry w priorytety. Przykładowo, moje dzieci są zadowolone, gdy odbieram je ze szkoły i “gadamy” przy zupce. To jest możliwe bo sama zarządzam czasem. Uszczupliłam się o 15 kg, ponieważ priorytet otrzymał sposób mojego odżywiania. Rozpoczynam jazdę konną, bo mam zamiar zrealizować marzenie z dzieciństwa samodzielnej przejażdżki po lesie. Podsumowując, moja praca przekuwa się na wartość dla innych plus odkrywam fajne zakątki życia, do których nie zapuszczałam się od dawna.
Nie wierzę w nagłe zwroty akcji w stylu kiedyś byłam w korpo, a teraz jest zupełnie inaczej. Myślę, że praca jest częścią tego, kim jesteśmy na pewnym etapie życia oraz jakie potrzeby z tego etapu wynikają. Sednem jest, by wiedzieć czego potrzebujesz i mieć odwagę po to sięgać.
Dlatego dla czytelników Korpovoice, którzy chcą po coś ważnego dla siebie sięgnąć – mam prezent w postaci sesji coachingu z 50% rabatem. Myślę, że można tylko zyskać, żadnego ryzyka i to ocenią Ci, którzy zechcą. Krok pierwszy to telefon lub e mail do mnie z hasłem “korpovoice”. A potem jest już naprawdę “z górki”.
Odwiedźcie koniecznie stronę Dominiki https://mindfly.pl/
Redakcja Korpo Voice,